Nauka Mówienia - Pedagodzy do wymiany !
Chociaż serce z emocji mocno biło, Anna brała cyfrowy dyk-tafon, dyskretnie chowała go do kieszeni i jechała do miasta, tam, gdzie jest dużo ludzi. Szła potem ulicą i pytała przechodniów: „Przepraszam, jak dojść na Krakowską? ”
– W ten sposób uczyłam się na nowo mówić – opowiada dzisiaj. Mówi po-woli, bardzo spokojnie i co najważ-niejsze – wreszcie płynnie.
Chwilę potem innego przechodnia pytała o najbliższą aptekę, jeszcze innego o pocztę, kolejnego o postój taksówek i wszystko nagrywała. Godzinami krąży-ła po mieście. Deszcz, nie deszcz, a nawet 30-stopniowy mróz. W ciągu dnia zada-wała na ulicy czterdzieści, czasem nawet pięćdziesiąt pytań, bardzo często tych sa-mych – mimo że mieszka pod Tarnowem i świetnie wie, gdzie w mieście wszyst-ko się znajduje. Uliczne rozmówki Anny cały czas rejestrował dyktafon. – W ten sposób uczyłam się na nowo mówić – opowiada dzisiaj. Mówi powo-li, bardzo spokojnie i – co najważniejsze – wreszcie płynnie.
Annę Hetman nieszczęście dotknęło w dzieciństwie. W wieku kilku lat zaczęła się mocno jąkać. Szczegółowe badania nie odkryły przyczyny tego stanu; pozostało podejrzenie, że to skutek przestraszenia się kota, który nagle wpadł do pokoju dziecka. I tak zaczął się koszmar. Bo dla osoby jąkającej się poważna wada mowy bywa koszmarem. Świadczą o tym choć-by liczne wypowiedzi na internetowych forach. Ludzie, którzy nie mogą płynnie mówić, skarżą się, że jąkanie występuje „wewnątrz”, że przed wypowiedzeniem każdej myśli w obcym środowisku ozna-cza napięte do granic możliwości ciało i ciągłe skupianie się na tym, jak, a nie co, powiedzieć. To strach przed słowem, usilne próby skracania wypowiedzi. Sło-wa grzęzną w ustach. To lęk przed reakcją środowiska, przed odrzuceniem, to ogra-niczenie życiowych szans na przyjaźń, miłość czy dobrą pracę.
Pan profesor się jąka
W przypadku Anny mogłoby się wyda-wać, że najgorsza do przeżycia będzie dla niej szkoła podstawowa. Dzieci często są bezlitosne dla innych niż one, są jeszcze mało rozumne i nie zastanawiają się nad tym, co robią. Ktoś, kto ma kłopoty z mówieniem, jest dla nich zwykłym jąkałą, którego łatwo można wyśmiać. – To nie podstawówka była dla mnie najgorsza ani gimnazjum – mówi Anka. – Najgorsze było liceum. Okropne trzy lata. Anna chodziła do jednego z tarnow-skich ogólniaków. Prawie dorośli, wy-dawałoby się, koleżanki i koledzy nie tolerowali jej. Zdarzało się, że ktoś rzu-cił w nią kredą lub ugniecioną z papieru kulką. Największy zawód sprawił jednak pewien nauczyciel, który podczas lekcji nagle zaczął… naśladować jąkanie Anki. Radości w klasie było co niemiara. Do dziś nie wiadomo, o co mu chodziło. Czy miał to być głupi żart, objaw chwilowej nerwowości, czy może pan profesor miał wtedy zwyczajnie zły dzień. – Dla mnie to był cios najmniej spo-dziewany – opowiada Anka. – Nie wy-trzymałam, sprawa trafiła do dyrekcji szkoły. Po tym incydencie już do matury pan profesor był dla mnie bardzo miły… Miała wówczas jedyną przyjaciół-kę – Blankę. Blanka umiała pocieszyć, podtrzymać na duchu, ale w zaciszu; nie była typem wojownika, który ośmieliłby się publicznie przeciwstawić sposobo-wi traktowania koleżanki przez resz-tę klasy. Anka coraz bardziej zamykała się w so-bie. Przesiadywała w domu, nigdzie nie wychodziła, z nikim się nie spotykała. – Dochodziło już do tego, że chodzi-łam za osobę źle wychowaną, gdyż bałam się wypowiedzieć nawet zwykłe „dzień dobry”. Wszystkie sprawy załatwia-ła za mnie siostra lub mama, bo bałam się odezwać. Owszem, są większe ludzkie nieszczęścia, ale jak długo wystarcza takie pocie-szenie młodej dziewczynie, którą wada wymowy całkowicie zablokowała i która ma dotkliwe poczucie wykluczenia? Czekanie na cud Nie można powiedzieć, że nie walczyła. Chodziła do psychologa i do logope-dy. Na zajęciach u tego drugiego były oznaki poprawy, lecz po wyjściu z zajęć prędko zanikały. Świat zewnętrzny od razu wydawał się tak samo obcy i nieprzyjazny jak wcześniej, bez szansy na komunikowanie się z nim. Anna oszukiwała siebie samą i oszukiwała logopedę. Mówiła mu, że jest postęp w mówieniu. Nie wie, dlaczego tak robiła. Może nie chciała dopuścić do siebie myśli, że mimo tylu wysiłków ciągle jest tak samo źle, a nadziei coraz mniej? – To ciągłe udawanie też mnie wiele kosztowało. Udawałam przed logopedą, udawałam przed rodziną, że jest lepiej, że już nie jestem nieszczęśliwa, żeby nie martwili się o mnie. Błędne koło, tylko że ja coraz bardziej wypalałam się w środku. Mimo to nadzieja nie ginęła. – W trud-nych chwilach wyobrażałam sobie na przykład, że któregoś ranka wstaję z łóż-ka i nagle zaczynam normalnie mówić.
To byłby cud.
Cud nie nastąpił, ale zdarzyło się coś innego. Pewnego dnia przypadkowo Anna oglądała program w telewizji, w którym rozmawiano o problemach ludzi z zaburzeniami mowy i o skutecznej metodzie stosowanej przez ośrodek terapii w Mikołowie. – Poczułam, że to może być wielka szansa dla mnie, jak najprędzej skontaktowałam się z tym ośrodkiem.
Życie na gapę
Metoda, zwana „nową mową”, opiera się na doświadczeniach prof. Lilii Arutyunian, wybitnego rosyjskiego naukowca. Anna wkrótce rozpoczęła w Mikołowie żmudną pracę poznawania mowy od nowa – naukę wydychania dźwięku, sylab, wyrazów i zdań. Żeby nauczyć się nowej mowy, trzeba rozstać się ze starą. Przez pierwszych pięć dni terapii należy komunikować się z otoczeniem za po-mocą kartki i długopisu. Metoda począt-kowo odwołuje się do sterowania mową ruchami rąk, wolnego tempa mówienia, do osiągania w czasie mowy stanu relak-su. Dopiero w późniejszych fazach mowa ma ulec większemu tempu i większej płynności. Bardzo istotne są cwiczenia w terenie, gdy już ma się za sobą pewien etap. Pacjent wraz ze swoim terapeutą wychodzi na ulicę, do ludzi; kursant „no-wej mowy” stara się nawiązać kontakt z przypadkowymi przechodniami, py-tać ich o różne rzeczy, pójść na pocztę lub urzędu w tym samym celu. – Początki są niezwykle trudne, trze-ba umieć się przełamać, wygrać z lękiem, który zawsze towarzyszył do tej pory – twierdzi Anna. – Ponieważ jest to jeszcze faza bardzo wolnej i niepewnej mowy, ludzie patrzą na ciebie z zaskoczeniem, zdziwieniem lub omijają, kompletnie cię ignorując. W sklepach panie sprzedaw-czynie szeroko otwierały ze zdziwienia oczy i spoglądając na mnie, bezwied-nie dostosowywały tempo mówienia do mojego tempa, mówiły tak samo wolno. Kiedyś podczas ulicznych ćwiczeń jedna z pań myślała, że mam wylew i że po-trzebna mi jest pomoc. Żeby pan wie-dział, ile razy się popłakałam…Pacjenci ośrodka, którzy mają podob-ne doświadczenia jak Anna, opowiada-ją najróżniejsze historie. Zdarzało się, że gdy zaczynali powoli mówić do prze-chodnia, on, nie czekając, prędko odpo-wiadał: – Nie, nie mam pieniędzy! Ćwiczenia trzeba powtarzać po przy-jeździe do domu samodzielnie. To dla-tego Anna chodziła po Tarnowie, rozpytywała obcych o pocztę lub przy-chodnię i nagrywała te wymiany zdań. Potrzeba minimum 10 takich ćwiczeń dziennie. Dostarczony terapeutom ma-teriał utrwalony przez magnetofon ułatwia im ukierunkowanie dalszego in-dywidualnego leczenia.
Dawid Tomaszewski, terapeuta,
współzałożyciel centrum terapii w Mikołowie, jąkał się przez 20 lat. To był stracony dla niego czas. – Blokadę miałem tak dużą, że czasem wolałem zary-zykować i jechać autobusem na gapę niż kupić bilet, ponieważ trzeba było się ode-zwać. Z dziewczyną nie mogłem się umó-wić, gdyż wydawało mi się, że jestem bez szans. Chodziłem do logopedów i psy-chologów, a rodzice chwytali się każdego sposobu, także medycyny niekonwencjo-nalnej – bioenergoterapii i akupunktury. Dopiero gdy stałem się pacjentem pani profesor Arutyunian, która zastosowała swoją metodę, problem zaczął znikać. Wreszcie szczęśliwy Dzisiaj Dawid Tomaszewski mówi tak
płynnie, że chyba nikt nie jest w stanie domyśleć się, że w przeszłości się jąkał. Twierdzi, że sprawność tę osiągnie też Anna – potrzeba tylko na to jeszcze tro-chę czasu, wiary i determinacji. Anna już teraz jest radosna. – Już bez obaw mogę w lokalu zamówić pizzę, ode-zwać się do obcego człowieka, to dla mnie niesłychane. Jakbym na nowo się urodzi-ła. Wszystkie osoby, które mają ten prob-lem i żyją obok życia, zachęcam do walki. Coś trzeba zrobić, to samo nie przejdzie. Namawiałam też pewnego znajomego gimnazjalistę, żeby podjął walkę z jąkaniem się. Na koniec rozmowy powiedział, że pięknie mówię, ale ledwie z siebie to wydusił.
Anna Hetman ma plan na życie. Chce skończyć pedagogikę w Małopolskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej w Tarnowie, później być może studia magisterskie, a jeszcze później pomagać osobom jąkającym się. Kto wie, czy nie w Mi-kołowie, gdzie nastąpił przełom w jej życiu, gdzie po raz pierwszy po 16 la-tach płynnie w ypowiedziała jedno peł-ne zdanie. – W przeszłości czytałam sporo o ludziach, którzy mają poważną wadę mowy, oglądałam filmy, ale nawet je-śli były pocieszające – mnie jeszcze bar-dziej dołowały. Anna oglądała film „Jak zostać kró-lem”, lecz wtedy sposób stosowany przez przyszłego króla Jerzego jej nie po-cieszył. Może teraz znowu obejrzy, bo
sama jest tak szczęśliwa, jakby zosta-ła królową.
Wiesław Ziobro